Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cuską, a mieszkańcy jego tęsknili za Francyą pod naszém niebem północy. Rozpieściwszy się, zapomniawszy, że człowiek nie może i nie powinien żyć sam sobie, jak wielu innych, i oni poczęli bawić się tylko, lub w chwilach spoczynku tęsknić za tém, co się dla nich nazywało zabawą. Posłannictwa swojego zabyli całkiem, a zbiwszy się z drogi, już na nią powrócić nie mogli. Bóg dawał im ludzi zdolnych, miłych, pełnych serca, lecz poskąpił im woli, téj wielkiéj dźwigni do czynu, bez któréj gieniusz nawet wyłonić się nie może, i marnie zginęły talenta, rozum, serce, zużyte na fraszki. W życiu domowém zachowali czystość obyczajów, nie zbrukali się jak inni, świecili poczciwością nieposzlakowaną, ale żaden z nich nie uczuł się powołanym do życia publicznego, do obrony kraju, do wielkiéj ofiary... i źle się z tego tłómacząc to czasem, to okolicznościami, spadli ze stanowiska, jakie dawniéj zajmowali. Małżeństwa odebrały im część majętności, drugą pochłonął zbytek nie umiejący rachować, resztę zabrali źli ludzie, i z ogromu pozostały biedne resztki, nad któremi dobrze pracować było potrzeba, żeby się przy nich utrzymać.
Ojciec Juliana miał dwóch braci: rozpadły się więc po dziadzie majętności na trzy schedy i do reszty zmalały. Nosił on już tylko tytuł chorążyca koronnego, bo sam nie miał żadnego urzędu i do żadnego nie czuł się zdatnym. Gdybyśmy uwierzyć mogli w charakterystykę rodów, jak je zwykli kreślić heraldycy nasi, moglibyśmy powiedziéć, że cechą Karlińskich była dobroć ich serca, powolność, łagodność a razem obojętność jakaś na losy. Ostatni lubili zabawę, uczty, swobodne życie, zwłaszcza miejskie, dobry stół, wygódki, kobiety i elegancyę, a rajem dla nich była obca ziemia, na którą wytchnąć lecieli z uśmiechem, jak na gody śpiesząc na wygnanie. Chorążyc spędził tak życie między Paryżem, Florencyą, Dreznem i Wiedniem, kochany, ceniony, nadzwyczaj miły, ale nic nigdy nie przedsięwziąwszy, a co gorsza, nie domyślając się nawet, by coś przedsiębrać było można. Już w nim skutkiem wydelikacenia kilku pokoleń, typ rodowy silny zatarł się zupełnie i przerodził na istotę słabą, nerwową, zużytą, niepojmującą ani walki, ani pracy, ani ofiary z siebie dla wyższego jakiegoś celu. Chorążyc chorował, byleby go zawiało, do konia nawet i polowania najmniejszéj nie miał ochoty, gwałtownych przyjemności unikał, leczył się często, a chorował częściéj jeszcze... Ale zato był on człowiekiem idealnego wychowania i wytworności, homme comme il faut, czciciel formy, grzeczny, pełen dystynkcyi, wielki pan z miny, i choć arystokrata, tak nadzwyczaj poszanować umiejący każdego, że nie miał nieprzyjaciela. Wybaczano mu wszystko dla łagodności charakteru i obyczajów miłych, a gdzie się pokazał, był pożądanym gościem.