Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wiecowym, inny Kniaziowskim; w ogrodzie lipa jedna znana była pod przezwiskiem Gospodyni... Kawały ziemi, uroczyska przypominały dzieje, których się tylko z ich imion domyślać już było trzeba; nad rzeką w błocie było Horodyszcze, na wzgórku kawał łomu zwano Turzycą, stary cmentarz na mapach i u ludzi Popielowem.
Dawniéj do tego fundum, jak widać było z inwentarzów, należało sześćdziesiąt pięć wiosek, miasteczko i obszerne bardzo lasy; dziś zaledwie pozostały przy nim sześć wsi i sam Karlin podupadły.
Też same były losy rodziny co miasteczka; i ona powoli malała, traciła znaczenie, aż zeszła na dzisiejszych spadkobierców pięknego imienia, w ciszy wiejskiéj dożywających resztek siły pozostałéj po olbrzymich protoplastach.
Nie płaczmy nad losami familij; często na dzieci niewinne spada nieodpokutowany grzech rodzicielski; ale najczęściéj upadek przychodzi za winą i jest karą tak sprawiedliwą widocznie, że nawet ślepe oczy ludzkie widzą w nim prawicę bożą. Dopóty żywie ród, dopóki bojaźń boża i miłość cnoty mieszka pod dachem jego, póki pracuje i podnosi się cnotą; jak skoro zdobywszy mienie, sławę, wziętość, spoczywać chce i gnuśniéć, Opatrzność wyrywa chwast niepotrzebny, by ziemi nie kalał. Patrzajmy na losy rodzin, a przekonamy się, że ich upadek zawsze poprzedziła bezczynność i zatopienie się w gnuśnym spoczynku lub rozpasanie na występki. Każda klasa społeczności ma swój cel, żadna nie może być pasorzytną narością na ciele ludzkości; jesteśmy organami jego, mniéj więcéj szlachetnemi, pracować musimy wszyscy. Jak skoro ci, których Bóg przeznaczył na oczy i ręce narodu, na piersi jego i usta, odrębnym chcą żyć żywotem i odmawiają posługi, do któréj są stworzeni, organ chory, chwilę gorączkową utrzymuje się odrębną egzystencyą, ale po téj chwilce umiera. Taki był los rodziny Karlińskich, która w dawnych czasach miała zasługi wielkie, wydała dzielnych rycerzy, znakomitych duchownych, mądrych i wymownych dygnitarzy; ale jak skoro znaczenie jéj skutkiem związków i bogactwa urosło, mienie się pomnożyło i tradycya poczciwa w sercach umarła, wyrugowana cudzoziemczyzną, Karlińscy upadać poczęli moralnie, materyalnie i zeszli na słabych i bezsilnych potomków. Za Sasów, familia ta sprzyjając Leszczyńskiemu, z którym była spokrewnioną, wyszedłszy obronną ręką z zamętu, w jakim nie mały udział brała, poczęła francuzieć na dworze lunewilskim, wychowując swą młodzież w Paryżu i powoli stając się zupełnie cudzoziemską.
Młodych Karlińskich posyłano wszystkich na dwór dobroczynnego filozofa, nie postrzegając, że wychowanie długie w obcym kraju czyniło ich po powrocie do domu całkiem niezdatnemi do obowiązków, do których byli powołani. Karlin zmienił się w kolonię fran-