znając tak doskonale chorobę, czy nie znajdziesz na nią lekarstwa?
— To co wieki zrobiły, tego ani jeden człowiek, ani jedna chwila zmienić nie może; warunki zmieniły się wkoło, zmienią się i pozostałości innych wieków, i my się odrodzim, ale nie łatwo, ale nie prędko... Dziś zabija nas bezsilność, rozpieszczenie, zbytki i brak celu w życiu.
— Tak jest — odezwał się Aleksy — ale cel łatwobyście zobaczyli, gdybyście pracować chcieli..
— Nie przywykliśmy do pracy... używamy, i jak nałogowy pijak, konamy od trunku, nie umiejąc się wstrzymać od picia...
— Cel dawny tych, co wiedli zastępy na dalekie boje, co krew przelewali walcząc z dziczą, inny był całkiem; zmieniły się warunki, świat, wszystko; dziś inne podboje naglą i wybyście ku nim prowadzić powinni. Są to zdobycze ducha, krainy wiedzy, a nadewszystko przeprowadzenie do czynu téj moralności chrześcijańskiéj, któréj martwą literą dziko się posługujemy, zakrywając nią od zarzutów pogaństwa, w którego żyjemy błędach. Każda warstwa ludu ma przeznaczenie, każda ma rolę jakiegoś kółka w machinie społecznéj; wyście dziś bezużyteczną jéj cząstką, z pięknego wyrobioną kruszcu, ale bezwładną i potrzaskaną...
— I ja to tak jak ty pojmuję — rzekł Julian — ale mamże być apostołem? Spójrz na mnie: gdzie siły do rozpoczęcia życia nowego? Wreszcie, my, cośmy szli przodem, musielibyśmy iść dzisiaj prostemi szeregowcami, dorabiając się szlifów, które, wedle pojęć naszych, dziedzictwem się nam należą. Na wodzów mieliśmy dosyć siły i zręczności, na prostych żołnierzy jeszcze za mało ofiarności mamy...
Westchnęli oba.
— Wiesz co, Aleksy — rozśmiał się Julian, nowe zapalając cygaro — górnolotna rozmowa nasza przypomina mi strasznie nasze lata uniwersyteckie, kiedyśmy to za stołem, przy szklance herbaty, świat przerabiali nanowo i przeskakiwali z ziemi do nieba równemi nogami... zaczepiając najważniejsze zagadnienia towarzyskie i religijne.. a! dobre to były czasy!
— Dobre, i nie wrócą się nigdy...
— A pamiętasz Piotra?
— A przypominasz sobie Ignacego?
— Co się stało z ładną Manią?
— A! jak nieładnie zestarzała!
— A profesorowa Z...
— Umarła.
— A szanowny nasz Capelli?
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/183
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.