i dowcipnie wyśmiewając pijaków i usiłując przekonać się widać, czy pan Tadeusz nie pozwolił sobie także nad miarę. Szczęściem nie miał sobie do wyrzucenia ekscesu i przytomny był zupełnie, co zdawało się bardzo zadawalniać pannę Klarę. Gdy ta rozmowa się ciągnie coraz bardziéj ożywiona, w szparze drzwi zagląda oko stolnika, usiłujące czytać, czy się sobie młodzi podobali; a wrzawa pijana zmieniając coraz wybuchy swe, z głośnéj staje się głuchą, niewyrozumiałą, niekiedy tylko przerywaną krzykiem donośnym; nareszcie rozchodzą się niektórzy, milkną drudzy, a kilku niedobitków i niedopitków już siedząc, trącają szklankami, dopełniając miary potrzebnéj do utraty sił i przytomności. Pan Marżycki jeszcze tu przewodniczy, jeszcze zachęca, jeszcze dolewa i woła:
— Jak mnie kochasz! — lub: — Pod kpem mościdzieju!
Po długiéj dość rozmowie, Siekierzyński wymknął się z alkierza, a stolnik czyhający nań, złapał go w sieniach.
— A co panna? ut sic? — spytał.
— Panna! ledwieśmy się poznali, panie stolniku!
— Ale niczego? nieprawdaż?
— Miła i rozsądna... tylko ojciec...
— Co! ojciec? śmiałbyś co powiedziéć na ojca? mojego starego przyjaciela! to złote serce! dusza anielska!... szlachcic całą gębą.
— Lecz po cóż tak pije i pić każe?..
— Albo to co złego? hę! mospanie! — zawołał trochę podochocony stolnik, podrzucając czapkę — u waściów to młodych wszystko złe, czemu nie podołacie! Przy szklance wychodzi prawda na wierzch... in vino veritas, a in cerevisia także, in aquavita podobnie, że o innych trunkach nie wspomnę przy szklance się objawia braterstwo, łączą się ludzie z sobą i jednoczą... pijatyka podnosi umysły (subintelligitur mierna), rozpala uczucie, exaltat hominem.
— Co? stolniku, chwaliłbyś pijatykę?
— Czemu nie, czemu nie! kto nie pije, znać coś kryje! a kto kryje, robak mu sumienie ryje... Ot! co się okazuje, a zatém pić potrzeba, by się okazać czém się jest, a gdy bracia proszą, cygan da się powiesić... Nie bądź waść pijakiem.
— A więc pomówimy jutro, a ja dziś stolnika na kwaterę odprowadzę.
Po drodze pan Kornikowski usiłował na pochwałę pana Marżyckiego różnych dobywać argumentów, ale nie wszystkie mu się udawały; powróciwszy do domu, uczuł potrzebę spoczynku, i nie obudził się aż nazajutrz rano, gdy pan Sebastyan już do drzwi jego stukał. Jakkolwiek było wcześnie, podano zaraz wina i zaproszono Tadeusza, którego chciał uściskać Marżycki, za wczorajsze odwiedziny dziękując.
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/150
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.