Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łaskotliwi są na szlachectwo. Pierwszy to warunek dla zięcia... nobilis origo.
— Zdaje się, że mi nic zarzucić nie mogą.
— Byleby ich pieprz nie zaleciał — szepnął pan stolnik ręce składając. Siekierzyński udawał, że niedosłyszy.
— Ale jakiż to dom, ludzie, jakiego nabożeństwa i humoru rodzice, jaka panna? — spytał Tadeusz — jeśli to nie zmęczy pana stolnika, radbym bardzo posłyszał.
— Więc słuchaj: znam ich oddawna; Opaliński sam, statysta i polityk głęboki, trzykroć był deputatem na sejmy i inne sprawował urzędy, dwakroć komisarzem do rozgraniczenia był mianowany i w trybunale zasiadał, to dość powiedziéć, człek publiczny, i na usłudze publicznéj fortunki ojcowskiéj nadwerężył. Postawa Ulissa, mowa Cicerona, togatus nawet, gdy do stołu z rodziną siada, znać w nim człeka publicznego, ciągle zaprzątnionego myślą poważną. Z tego powodu zdawszy gospodarkę na jéjmość i wielkie mając rozchody, nadtracił ojczystego. Jéjmość Rawiczówna także urodzona pięknie, włada w domu wszystkiém i rozrządza, matrona poważna i godna tak zacnego męża, białogłowa stateczna. Córka młoda jeszcze, skromna i surowo wychowana, po swojéj myśli nic nie zrobi; więc tu do rodziców potrzeba więcéj obrócić staranie niż do niéj. Zresztą dom zacny omnimodo i szanowany, a długi, które majątek obciążają, wstydu im nie robią, boć fortunki dla próżności i dla pokazania się nie strwonili, ale uczciwie na posługach kraju nadwerężyli swego. Jest wszelkie podobieństwo, że JMPan Opaliński dostanie starostwo. Żeby napróżno zawodu nie miéć, woziłem z sobą wasze drzewo gienealogiczne, rozpatrzył je z uwagą i rzekł:
— Niech-że poznam osobiście pana Siekierzyńskiego... A zatém pojedziemy.
Jak rzekł stolnik tak się stało, pojechali i po okropnych wertepach drugiego dnia stanęli u karczemki pana deputata, w Zalesiu, gdzie kitle podróżne przemienili na strój wytworniejszy: stolnik swoje odświętne suknie, a Tadeusz nowo sprawione wykwintne przywdział odzienie, które był z Warszawy sprowadził. Pomimo lat trzydziestu kilku, wyglądał jeszcze świeżo, młodo i przystojnym był mężczyzną; wiek podobnym go bardzo uczynił do ojca, głowę tak nawet nosił i ręce jak skarbnikowicz zakładał. Przypasawszy sadzoną starą karabelę do pasa, siadł stolnik z pupilem do kolaski i zajechali przed ganek. Dwór w Zalesiu był staroświecki, ale porządny, wznosił się na wysokiém podmurowaniu, wiodła do niego brama murowana z herbami i godłami rodziny. Trochę na boku widać było w lipach kapliczkę drewnianą z maleńką kopułką i krzyżykiem. Ogromny na słupach sparty ganek wiódł do sieni prze-