Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tadeusz całą sprawę swoję opowiedział, papiery dobył, dał czas do ich przeczytania, a Pancerzyński z niesłychaną szybkością przebiegłszy je i wnet obeznawszy się cudownie prawie ze stanem sprawy, rzekł:
— Wszystko jest do zrobienia, choć nie taję, że z Wichułami sprawa zła, oni czego nie zyszczą u kratek, będą wiolencyą dobywać, bo w wyborze środków nie są trudni. Ale dla zwierza w las nie iść, nie męska rzecz!... zrobimy! Jedna tylko uwaga: proces pociągnie długo, Siekierzynek odłużony wyżéj może waloru, przyjdą rachunki nakładów, ulepszeń, budowli et sic porro, może wypadnie zapłacić więcéj niżeli warta wioska. Czy nie lepiejby inną kupić?
— Ja Siekierzynka żądam dlatego, że to jest Siekierzynek, nie dlatego, że wioska, dlatego, że tam jest grób rodziców moich, że to jest dziedzictwo mojéj rodziny, a może téż iż go nieprzyjaciele posiadają, co mojemu ojcu życie struli i do mogiły go przywiedli.
— A to co innego, inna facies rerum — odparł Pancerzyński, a zatém dojdziemy Siekierzynka. Ale — dodał prawnik głos zmieniając — clara pacta, claros faciunt amicos, mówię to, choć do przyjaźni pańskiéj nie śmiałbym sięgnąć, znając, żem jego sługą. Potrzebujemy wprzód umówić się o warunki pracy z mojéj strony... ja-m ubogi i potrzebny, jestem w dorobku.
— Słuszna rzecz! słuszna! proszę o warunki!
— To wymaga namysłu, a zatém jutro służyć będę. Gdzie pan mieszka?
— U Icka Szklarza na Warszawskiéj ulicy — rzekł Tadeusz.
— Jutro o dziesiątéj...
To mówiąc wstał zamiatając swoją nogą i Siekierzyński go pożegnał.
O dziesiątéj na ratuszowym zegarze, przystawił się prawnik trochę lepiéj ubrany, ale w wytartéj kontusinie i pasie włóczkowym, odartą i zaklapaną przyjechawszy bryczką, którą Janek powoził. Powitawszy Tadeusza, który z niecierpliwością oczekiwał odezwania się prawnika, począł pan Adam o obojętnych mówić rzeczach, o deszczu i pogodzie, o miasteczku i jego mieszkańcach, potém zamilkł i położywszy papiery na stole, zdawał się wzywać Siekierzyńskiego, żeby on rozmowę rozpoczął.
— Cóż tedy, szanowny mój obrońco? — spytał niecierpliwy Tadeusz — jakżeście się namyślili?
— Interes — począł Adam Pancerzyński — interes ciężki, więc się go podejmę, bo mnie właśnie takich potrzeba, żeby sobie i renomę i kieszeń rozszerzyć, ale jak za wszystkie ciężkie sprawy, zapłata będzie gruba.