Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Niech robi, co chce — zawołał z żalem do siebie — tego zmazać nie podobna! Zawsze to plama indelebilis! A! a! gdyby powstał z grobu skarbnikowicz, a zobaczył synka mercatorem, umarłby z żalu i aprensyi!.. Kto mu to doradził, coram Deo respondebit.
Plótł tak szanowny nasz pan Piotr Kornikowski, aż zasnął, a przebudziwszy się, znowu myślał o teém i o obcięciu Wichuły z niejaką satysfakcyą.
— Może zresztą, — rzekł pocieszając się — może i nikt o tém wiedziéć nie będzie, że kupczył, ale plama plamą zawsze... daj Boże, by się to utaiło, chociaż nie pojmuję, jak to być może. Prędzéj późniéj prawda jak oliwa na wierzch wychodzi.
Gdy się to dzieje w Czerczycach, a w Czersku chodzi napróżno pan Tadeusz Siekierzyński od prawnika do prawnika, chcąc swoję sprawę któremu z nich powierzyć, w sąsiedztwie ogromne larum wznieciła kresa przez łeb pana Ksawerego. Trzeba wiedziéć, że Wichułowie mieli adherentów i koligatów dosyć, a niejeden przyjacielem ich się głosił ze strachu tylko, inny w nadziei pomocy, bo Ksawery szabelki i w cudzéj sprawie ochotnie dobywał, zwłaszcza podochocony. Nikt dotąd go nie zwyciężył, nikt nie drasnął nawet, a tu nietylko kresa ale i wypłazowanie, przez szlachtę świadków gruchnęło po sąsiedztwie. Wieść ta przeraziła jednych, ucieszyła drugich, zaciekawiła innych; jęli niektórzy przypominać dawne znaczenie Siekierzyńskich i dawną dla nich sympatyą. Wszakże w Czersku żaden prawnik nie podejmował się forytowania sprawy contra Wichułów. Niejeden nawet odradzał Siekierzyńskiemu dalszych kroków, szepcząc na ucho, że Wichułowie i ich adherenci gotowi są na wszystko, a obcięcie Ksawerego nietylko ich nie wystraszy, ale jeszcze zajadlejszemi uczyni. To jednak nie odstręczyło pana Tadeusza od zamierzonych prawnych poszukiwań dziedzictwa Siekierzynka i wreszcie decydowany już sam sobie być mecenasom, byłby zajął się sprawą, gdyby mu nie wskazano pana Pancerzyńskiego Adama, młodego prawnika, który, jak mu mówiono, jeden może jąć się procesu z Wichułami.
Pancerzyński, brat stryjeczny tego szlachcica, któregośmy przed chwilą świadkiem spotkania u Kociéj Górki widzieli, wyszedł z drobnéj rozrodzonéj i ubogiéj familii i sprytem a odwagą dochrapywał się znaczenia i pieniędzy, obojga będąc chciwy nad miarę.
Różnie różni mówili o początkach życia pana Adama, ale się wszyscy godzili na to, że przechodził nauką i zręcznością wszystkich w Mazowszu prawników, że dla niego niczém było wygrać, gdzie inni i nie śnili wygranéj, podnieść zagrzebane od dawna i dać radę w razie zdesperowanym. Był on jak lekarz, do którego to