Strona:PL Kraszewski - Ostatni rok.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z pewną powagą i mocném nieukontentowaniem, wpatrywał się w stół, jakby na nim, co najciekawszego było.
— Ale mi to się jednak w głowie pomieścić nie może, rzekł ponuro, ruszając ramionami sługa, jak ten gałgan Zenowicz memu Paniczowi rękę uciął, bo to powiadam Waszmości, jakaś djabelska siła, była w tym zamachu! — żeby też tak, raz gwiznąć! — i po wszystkiem!! Dalibóg! gdybym to, ledwie nie na własne oczy widział, nigdy bym nie wierzył — ale Panie Kaliwko, musieli się tam i na Sądach dziwować!
— A gdzie tam! rzekł niedbale Woźny — czy to u nas raritas, że jeden drugiego porąbie. Czego jak czego, a co hajdamaków, żal się Boże! nie brak u nas. Pełno ich na dworze, na wsi i w mieście. Takiego to ja wnet po-