Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Prawda, moja droga — odpowiedział ranny, podnosząc głowę ostrożnie; — ale ja muszę cierpieć sam, bo sam jeden winienem.
— A któż nie ma sobie cokolwiek do wyrzucenia? — odparła Justyna z westchnieniem wiele znaczącem.
— Ja mam wiele — rzekł Dawid ponuro — a najwięcej, żem twoje życie zatruł, Justyno. Poznałem cię, pokochałem sercem i duszą, zapamiętały; swoje tylko widząc szczęście przed sobą, wziąłem cię za żonę i pokryłem smutkiem młode twoje lata, które kto inny szczęściemby uświetnił!... Ciągle prawie oddalony... rzadko, i to na krótko, przybywam do ciebie... ty się dręczysz i nie wiem dlaczego stan swój przed ludźmi ukrywasz. Możem ja temu winien...
— Ty? o! jeśli to tylko jest twoich smutków powodem, to porzuć je, bardzo proszę. Ja nie jestem nieszczęśliwa, bo umiem się ograniczyć tem szczęściem, które mi Bóg wyznaczył. Wszakże mogłam być tak nieszczęśliwą, jak matka Marya?
— A ona?
— Ona? o! ona była bardzo nieszczęśliwa! Za młodu uwiódł ją jakiś zbrodzień, porzucił, i dziecię jej jedyne... utopił.
Seledynowy zadrżał i pobladł na te słowa, lecz starając się pokryć pomieszanie swoje, odpowiedział tylko drżącym głosem:
— Nieszczęśliwa!...
— Widzisz, mamże się skarżyć na losy,