Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się mszczą za mój sklep! bo ja sambym tych psów w pień wyciął. Ale trzeba mieć uwagę!... Broń Boże, oni się porwą znowu... Ach, czemuż nie jestem we Francyi! bon dieu! ach Justyno!
— Cóż takiego? — odpowiedziała córka, wznosząc wzrok zasmucony i zwracając go natychmiast na męża.
— Jestem chory, wczorajsze smutne wypadki zgryzły mię do reszty, czuję się bardzo źle.
— Trzeba się do łóżka położyć — odpowiedziała obojętnie Justyna.
— To ja pójdę...
— Idź, idź, panie ojcze, i każ Mateuszkowi lekarza przyzwać.
— E! obejdę się; lekarzowi trzeba zapłacić, a ja teraz jestem goły. Ach! czemuż to ja nie we Francyi... tamby darmo przyszedł do mnie mój przyjaciel Michel Antinoüs de Saint-Saignée: a tu kto darmo przyjdzie? a ja jestem goły, ach! odarli mnie te rabusie, zjedli mój majątek, moje życie!
Tak mówiąc, odchodził powoli i wyszedł mrucząc jeszcze: — Rabusie! łotry! niech ich Bóg skarze! bodaj w piekle gorzeli!... bodaj...
Ledwie się za nim drzwi zamknęły, Justyna niespokojnym wzrokiem rzuciła na męża, pochwyciła go za rękę i spytała:
— Dawidzie, zmiłuj się, nie miej żadnych tajemnic przede mną, bo wiesz, że niema cierpienia, któreby niepewności wyrównać mogło.