Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ts! ts! — syknęli wszyscy z przestrachem. Pani Naborowska obejrzała się w około i ujrzała przy świetle latarki, jak stary Dydak groził jej palcem na nosie, żeby milczała; umilkła więc, ruszając ramionami. Szli wszyscy dalej, przez coraz szersze korytarze, których kilka minąwszy, zatrzymano się nareszcie dla odpoczynku w jednym obszerniejszym nieco lochu.
W milczeniu postawiono latarki na ziemi; wszyscy usiedli i usłyszeli wstrząśnienie i huk, od armatniego strzału pochodzący. Zadrżeli, sądząc, że się gmach cały na ich głowy wali. Pani Naborowska siedzącego obok pana Pietkiewicza, chwyciła z przestrachu za rękę, a on rozumiejąc, że się ziemia wali pod niemi, a nad nimi zbór cały, wrzasnął przeraźliwie.
— A to rzecz niesłychana! — zawołał rozgniewany rektor, podchodząc ku nim, głosem cichym, lecz lękliwym razem i groźnym; to niesłychana! chcecież waszmość krzykiem tym zgubić nas? Katolicy gdyby nas tylko znaleźli, wszystkich w pień wyrzną, albo popalą na stosach, powieszą, poćwiertują, zamęczą!
— Panie rektorze, proszę takich obrzydliwości nie wspominać — odezwała się pani Naborowska; — wiesz przecie, że przed damą szlachetnego urodzenia, jak ja jestem, takie rzeczy się nie mówią... Prawdziwie!... dostałam bólu głowy!
— Nie czas tu mościa pani sędzino, my-