Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No! chodźmy! — zawołał jeden, wysokiego wzrostu i okropnej twarzy — wszyscy Bernardyni pouciekali z klasztoru do Dominikanów i Franciszkanów... możem śmiało drzwi wyłamać i nieźle się pożywim.
— No! dobrze! ale cicho! cyt! ostrożnie! bo jak kto posłyszy, ukamienują nas w kościele. A słyszycie! koło zboru jeszcze jak szturmowali, tak szturmują, lud, choć noc, nie odchodzi... No! prędzej! podważyć! o! mocniej! już i po zamku! My tu nic bez światła nie zrobim, pójdźcie, zapalcie latarenkę; drzwi zaprzyjmy, żeby tak na roścież nie stały, byle tylko wiatr nie otworzył.
Tak mówiąc, weszli do Bernardyńskiego kościoła i odgłos ich kroków obił się w oddaleniu o sklepienia, a każde słowo ich ust napełniało ich strachem, rozchodząc się po obszernym gmachu. Długo u drzwi czekali, aż jeden wszedł z latarenką i wszyscy z nim posunęli się na palcach ku wielkiemu ołtarzowi. Wtem jeden uderzył się o coś i stanął.
— A to co po środku?
— To trumna! — odpowiedział drugi, podsuwając latarnię. — Wartoby obedrzeć trupa, jeśli jest co koło niego. Hej! panie bracie, wieko odejmij... latarnię postaw na ziemi! Ho! co ja widzę? jakaś panienka! Ale co to za hałas koło zboru! Panie Boże! żeby nas tu te opętańcy nie zeszli. Leży blada, jakby spała, a zimna, jak kawał lodu! co to za paluszki