Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/104

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    sze poruszenie ludu polecim i śladu nie zostanie, gdzie stała jaskinia łotrów.
    — Dobrze! dobrze! — woła reszta zgromadzonych, i już się mieli rozchodzić, gdy dzwon franciszkański odezwał się ponuro.
    — Pali się! pali się! ogień!... — krzyknęło kilka głosów — biją na gwałt w jedną stronę.
    — Nie, nie, to dziad nie może rozkołysać wielkiego dzwonu!
    — Pali się!... na gwałt biją! bieżmy na pomoc do Trockiej bramy! do Trockiej bramy! Będziemyż stać jak gawrony, kiedy panowie bracia nasi giną!
    Tłumy ludu posunęły się ku Trockiej ulicy, a że wiatr był wielki, więc trzymając rękoma czapki na głowach, szturchając się, pchając, padając, ruszali co najprędzej, w przekonaniu, że pożar, podżegany wichrem, musi skorej potrzebować pomocy.
    Mijali już kościół i klasztor Dominikański, otoczony szerokim murem w około, gdy ujrzeli jak z Wileńskiej i Niemieckiej ulicy biegły tłumy rzemieślników i ludu, których przestraszający odgłos dzwonu od roboty odrywał. To szybkości dodało. Przykro każdemu być wyprzedzonym, osobliwie, gdzie idzie o zaspokojenie ciekawości, lub danie pomocy; biegli więc, ale się mocno zdziwili, nie widząc nigdzie dymu, ani pożaru.
    Spieszono zatem do dzwonnicy, żeby się u dziada kościelnego rozpytać, ale znaleźli ją