Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Józia szczebiotała kilka godzin, rozerwała mnię trochę...
Ojciec nalega abym zaczęła przyjmować, zawiązała stosunki i szukała koniecznie roztargnienia, a ledwie mogłam się wyprosić jeszcze... bo wolę samotność moją.
Czegoś czekam... spodziewam się — sama niewiem. Ile razy drzwi się otworzą, bije mi serce, jakbym kogoś znajomego zobaczyć miała. Niedorzeczne marzenie — przeszłość nie wraca nigdy...
Julia mi opowiada, że u ojca na dole co dzień się prawie zgromadza męzkie towarzystwo i że tam grają do późna... Mówiła mi, że często słyszy spór żywy i hałasy... Wcale mi się to nie podoba. Ale miałażbym być skazaną dawać nauki ojcu — i przedsiębrać jego wychowanie?
Widać że z tych swoich przyjaciół i protegowanych, Ojciec mi chce kilku przedstawić. — Oparłam się temu... Powiedziałam mu wyraźnie, że łatwą do nowych znajomości być nie chcę i mam prawo być wybredną... Ludzie mnie nudzą — wszyscy w ogóle podobni do siebie; twarze, suknie i ruchy, mowa, myśli, dowcipy, jakby w jednej formie odlane, z tą różnicą, że jedne egzemplarze wyszły całe, inne potłuczone i starte... Mówią, że dawniej bywali lu-