Przejdź do zawartości

Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swojem... spoglądam na niego surowo, całuje w rękę i ulega... Co to będzie za praca odebrać mu nawet te niepotrzebne zachcianki... Czasem tak mu dziko z oczów patrzy, jak ówczas gdy mnie porywał... niekiedy dreszcz przechodzi po mnie patrząc na niego, choć to jest słabe, biedne stworzenie...
Ojciec i Jenerał wyjechali do Cieplic... nawet nie przyszedł mnie pożegnać.



Dnia 14. Lipca.

Radca tajny z p. Oskarem, dziś pożegnawszy nas, wyjechali do Herburtowa dla przygotowań do wesela — a raczej do pobytu mojego tam, po powrocie ze Szwajcarji... Oskar był niezmiernie czuły.. nie wiem jak to nazwać — zapalczywy raczej... ręce całował... ciągle, a gdy Mama wyszła... chwycił mnie w pół i pozwolił sobie usta do ust przycisnąć.. Ledwiem miała czas uderzyć go w twarz, gdy odskoczył... Przepraszał potem.. Kocha mnie tak, po swojemu dziko, gwałtownie... ale — obrzydliwie... Bądź co bądź — cierpieć go nie mogę...
I my się w tych dniach wybieramy nazad do Sulimowa, Mama tylko trochę nie zdrowa... i trochę sprawunków zostało do zrobienia... Otóż się Pilska