Zapomniawszy o godzinie kąpieli, o obowiązku przechadzki po szpitalnej wodzie, szczęśliwy (czy nieszczęśliwy) znalazca zaczytał się w dzienniczku tak okrutnie, że w całem Vichy dzwoniono po hotelach na ten rodzaj obiadu Gargantui, który się tu nazywa śniadaniem — gdy się opamiętał...
Raz tylko przemknęła mu się zdala jakaś wdzięczna postać niewieścia przed oczyma, z ogonem, z szynionem, ze wszystkiemi najprzyzwoitszych i najmniej przyzwoitych osób atrybutami... zdawała się chcieć wstrzymać i postrzegłszy rękopism już w znacznej części... wyczytany... pierzchła... bardzo szybko... Być może... iż to była autorka dziennika, być może, iż tylko przyjaciółka, której opiece został polecony... ale z powodu odsłonienia tajemnic serca niewieściego... nie śmiała się upomnieć o własność rękopismu... Takim sposobem, pomimo iż uczciwy znalazca, odczytawszy cały dziennik, zaraz nazajutrz przybił na tablicy wiadomość o nim i ofiarował się zwrócić go, za udowodnieniem własności, autorce — nikt się już aż do dnia 26. czerwca nie upomniał o papiery panny Serafiny...
Mało kto z nas, mniej lub więcej, nie jest fatalistą — od wiary uczciwej w Opatrzność, do zaślepionej ufności w nieuniknione figle losu, rządzące nami, przestrzeń daleko jest mniejszą niż się zdaje. Goto-
Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/15
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.