na wilgotnym żwirze leżała..., a część zmięta i pogięta świadczyła o wzgardzie, jakiej doznały... Litość i ciekawość razem opanowała serce... ręka się posunęła mimowolnie ku zagadkowym skrypturom, rzuconym tak na losy... i na niebezpieczeństwa wiosennego klimatu... Na pierwszy rzut oka łacno poznać było rękę niewieścią, tę rękę, której żaden w świecie mężczyzna nigdy wynaśladować nie potrafi, rękę pełną wdzięku, uczucia, żywą, niepewną siebie, a tak ponętną dla męzkiego serca i wejrzenia.
Oba zwitki zapisane gęsto... w różnych znać dobach i warunkach życia, na przemiany, szeroko a blado, czarno i gęsto, fantastycznie tak, że można było kilku rąk w jednej się domyślać i kilku charakterów w osobie, co ją posiadała... oba zwitki... były widocznie dziennikiem... co więcej, co dziwniej, co cudowniej... pisała je rodaczka jakaś na pół, naturalnie, po polsku, pół po francuzku... bo francuzczyzna weszła tak w nasze życie i obyczaj, iż bez niej nikt przyzwoity się obejść nie potrafi...
W tym zbiegu okoliczności, który wydawcy Pamiętnika Panicza, poddawał dziennik panny, jakby stworzony aby mu służył za pendant — mimowolnie musiał on uczuć zrządzenie losu, nakaz, przymus, aby z niego korzystał...
Sic fata tulere.
Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/14
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.