Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziękując — powaga króla, wysoka dostojność Samuela i zachowanie jego u Zygmunta Augusta, wszystkim usta zamykały.
Nie czekając odpowiedzi, król natychmiast wyszedł z posłuchalnej sali.
Tłum studentów coraz głośniej szemrząc i narzekając, rzucając najdziwniejsze obelgi na ks. Czarnkowskiego, wytoczył się także, nie słuchając nawet jak biskup wzywał ich na dzień następny, aby się ku niemu stawili. Zaraz też umknąć chcieli świadkowie ks. Czarnkowskiego, aby uniknąć rozmowy z nim i wymówek na jakie sprawiedliwie zasłużyli, miał jednak czas obwiniony zbliżyć się do brata ks. Wojny i skłoniwszy się rzekł:
— Pozwolisz mi Waszmość podziękować sobie za trud jaki zadałeś przybywając aż tutaj, chociaż bytność jego, przeciwko nadziejom moim, więcej mi zaszkodziła niżeli pomogła.
Jak gdyby nic nie słyszał, skłoniwszy się tylko od niechcenia umknął szybko P. Hiacynt, a za nim co prędzej jak od zapowietrzonego wszyscy świadkowie od księdza uciekli. Chciał nim odszedł także obwiniony zbliżyć się ku kilku znajomym osobom, które z biskupem rozmawiały, ale z podziwieniem ujrzał, że do kogokolwiek się przybliżył, każdy go zimno przywitawszy umykał pod różnym pozorem. Księża i panowie, którzy mu wprzódy przyjaźnemi się być zdawali, cofali się teraz od niego i unikali zdaleka. To powiększyło jego żałość i smutek, a niechcąc zrobić przykrości natrętnością swoją, tym którzy mu posądzaniem swoim taką krzywdę wyrządzali — umknął także z sercem zakrwawionem i żalem ściśnionem.