Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
III.
Ranek u króla.
Sprawiedliwości!

Zaledwie brzask nad miastem zaświtał i czujne mieszczki krzycząc pobudziły się do dziennej pracy, jeszcze spał król na zamku i panowie po gospodach i pałacach swoich, a już szmer głuchy około szkoły i bursy W. W. Świętych pobudził okolicznych mieszkańców.
Studenci jak się tylko między niemi wieść o zabójstwie rozeszła, wszyscy hurmem w znacznej liczbie ze wszystkich burs i szkół zbiegali się w to miejsce, krzycząc na gwałt i odgrażając się głośno na zabójców. Co chwila rósł ten tłum, i zadziwieni mieszkańcy z przestrachem poglądali na kupy różnego wieku szkolnej młodzieży cisnące się tłumnie po ulicach.
Lecz nie tylko ubodzy bursarze, ale i możniejszych dzieci, widząc w tem zabójstwie stanowi swemu wyrządzoną obelgę, z dziecinną zapalczywością poszli łączyć się z bursarzami. — Długo naradziwszy się z sobą, gdy ujrzeli podchodzące w górę słońce, ruszyli się z szkolnego budynku wszyscy razem na zamek do króla.