Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A król od czego? na toż on to siedzi na wysokim starym zamku aby sprawiedliwość wymierzył.
— Nie nam do niego przystęp, nie nam! nie nam do jego ucha skargi posyłać! pójdą bogatsi i znaczniejsi, pójdą i przełożą mu wszystko na naszą krzywdę i będziem z białych i niewinnych, czarni jako kruki.
— Nie! nie! — wiemy że król sprawiedliwy, pójdziem do niego hurmem wszyscy, zaniesiemy mu łzy i ucisk nasz, trupy naszych braci pobitych dla jednej nierządnicy i skargi na księdza.
— Widzieliśmy wszyscy jak wyszedłszy z domu i stojąc na progu, machał pleban kijem i wołał na sług aby nas bili.
........... król da nam sprawiedliwość, pójdziem do niego jak świt.
Pójdziem, pójdziem do króla!
— I cóż król księdzu zrobi? odezwał się jeden, a zaliż niewiecie, że nasz król siedzi tylko jak malowane cacko i żadnej nie ma mocy, a co mu każą i doradzą to robi? Zejdą się bracia księża na sąd, kaptury i infuły, a my pójdziem bez sprawiedliwości z naszemi trupami.
— Nie — nie — przerwało kilku, zato żeśmy ubodzy, czyż niesprawiedliwość cierpieć mamy? Czy nasza nędza większą srogość, nie politowanie dla nas zyszcze? Na toż mają złoto i skarby bogaci aby niemi biednych i ubogich uciskali?!
— Nie wszędzie tak jak u nas, ozwał się inny, są ziemie gdzie insze niebo i sprawiedliwość; jeśli tu tylko łzy sierot wyciskać będą i serce nam wyjadać, pójdziem ztąd daleko.
— Co nas tu trzyma? czy bracia, krewni, czy rodzi-