Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/380

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   168   —

zażądała jechać do Monaco, siadła do gry i dobyła z kieszeni całą paczkę tysiąc frankowych biletów. Spytałem zkąd je miała.
— A tobie co do tego? — odparła.
Dzień był szczęśliwszy, zaczęła wygrywać znowu. Chciałem ją z wygraną do Nizzy odwieść, oparła się. Pokłóciliśmy się ostro. Musiałem z nią zostać na noc w Monaco. Nazajutrz, była słodziuteńka, groziła mi tylko, szydziła i kazawszy się przeprosić, poszła grać znowu.
Uważałem, że anglik się zjawił i siadł u tego samego stołu naprzeciw niéj. Zdala mi się zdawało, że sobie oczyma znaki dawali. Niechcąc grać wysunąłem się do ogrodu i zapomniawszy się w nim, przebyłem godzin parę. Ku obiadowéj porze wróciłem po żonę i — nieznalazłem jéj w sali. Szukałem do koła, potém w restauracyi, na ostatek w hotelu, nie było jéj nigdzie. Wróciłem do gry, tam téż śladu jéj i anglika nie znalazłem. Ku wieczorowi — nikogo. Zacząłem być niespokojny, choć mi już kilka razy podobne figle płatała, i na morze łódką wypływała nic nie powiedziawszy, nie wracając aż w nocy. Czekałem jéj długo u brzegu morza — napróżno.
Nadedniem już, przyszedłszy znowu do hotelu, dopierom od kelnera się dowiedział, że był list do mnie w biurze. Posłałem po niego natychmiast. Na świstku stało kilka słów.
„Wyjeżdżam z Sir Martinem do Anglii, my z sobą żyć nie możemy, postaram się o rozwód.