Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   167   —

cznie bywać wypada, lecz musiała swéj ciekawości dogodzić jak dziecko... Nakupowawszy mnóstwo rzeczy, bo raz dwa tuziny podwiązek za jednym zamachem przywiozła do domu, zaproponowałem Szwajcaryę — ruszyliśmy do Interlacken. Pora nie bardzo sprzyjała, wprędce zażądała Aurora Nizzy i Monaco; nie mogłem się oprzéć.
Tu i owdzie po drodze, zdawało mi się, że Anglika widzę, ale znikał mi z oczów. Gdym o tém mówił Aurorze, śmiała się do rozpuku i szydziła ze mnie, że jego widmo wszędzie ściga zazdrośnika...
W Monaco moja pani — wstrzymać jéj nie było podobna, rzuciła się do gry z wściekłością. Cudem jakimś wygrywała szalenie.
Jednego dnia najwyraźniéj już mojego anglika zobaczyłem, który pozdrowiwszy mnie zdaleka, także siadł do gry. Grałem i ja, ale mi nie szło, dałem pokój. Nudziło mi się w Monaco, pani ani chciała słuchać o wyjeździe. Co najwięcéj, gdym wymógł, że czasem pojechała spocząć do Nizzy. Tu i wszędzie gdzie się pokazała, toalety excentryczne i śmiałe bardzo obejście się Aurory, tłumy mężczyzn ciągnęło za nami.
Trwało to kilka miesięcy, anglik mój to się pokazywał to niknął. Aurora z wiekiego szczęścia jakie miała w grze, nagle przeszła na jakąś fatalność, przegrywała co tylko miała. Przyszło do tego że się przebrało grosza jéj własnego, zażądała odemnie, powiedziałem, że nie dam — pokłóciliśmy się. Nazajutrz, zdumiałem się niezmiernie, bo