Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   163   —

Silniéj jednak niż litość i miłość mówiły w nim doznane zawody i troska o samego siebie.
Pożyczone od doktora pieniądze długo trwać nie mogły. Kredyt który przez nie zyskiwał, także, choćby najartystyczniéj przedłużany, przeciągnąć się nad miarę nie dawał. Co daléj, nie wiedział.
Praca, szczególniéj cicha i pokątna była mu obmierzłą.
Wodząc oczyma po sali i nadając sobie pozór eleganta wielkiego tonu, pan Bolesław od loż przeszedł na krzesła, szukając znajomych twarzy. Jakież było jego zdziwienie, gdy przed sobą w trzecim rzędzie zobaczył odwróconego właśnie ku lożom — z ogromną teatralną perspektywą w obu rękach, obcisłemi rękawiczkami ujętych, świetnie bardzo wystrojonego pana Żaka. Wiedział o wyjeździe jego z żoną za granicę — nie umiał sobie powrotu tak prędkiego wytłomaczyć. Żak wcale pańską miał minę.
Ze stroju znać było, że świeżo ze stolicy mody przybywał, leżało na nim wszystko jak ulane. Żak byłby dystyngowaną miał powierzchowność, gdyby z nawyknień dawnego stanu nie pozostało mu upodobanie w szpilkach, łańcuszkach i pierścieniach. Zbytek ich zwracał na niego oczy... klejnoty te były bardzo piękne — lecz dla poważnego człowieka nie przystały, a takim chciał się wydawać M. Jacques... Chociaż ujrzawszy go Bolesław siadł zaraz, zasłaniając się plecami widza, który przed nim krzesło zajmował, Żak musiał go zobaczyć, spiął się na palce, przypatrzył i uśmiechnął.