Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   142   —

ospowata, ale milionowa. Co do mnie, zdaje się, że ja asindziejowi dotrzymam kompanii, chybaby na łożu śmiertelném bogata jaka dziedziczka chciała mi rękę kostniejącą podać i in articulo mortis ślubować, aby w testamencie zapisać. Podobne wypadki rzadko się jednak zdarzają — mówił Maciórek — nie rachuję na to.
Spojrzał na Bolesława, który patrzał smutnie na popękane swe buty lakierowane — i myślał o marnościach świata tego.
Arcia mu się po głowie kręciła. Profesor tym czasem go zabawił.
— Ale, ale — odezwał się — była pono wiadomość o pani téj, wdowie, u któréj i asindziéj bywałeś. — Niedowiary! zbiegła słyszę ze strachu do Ameryki, bo, jak się okazuje, istotnie znaczną summę zabrała księciu... u którego była quasi gospodynią. Wszystko co tu miała zlicytowano, ale książę nie wiele z tego skorzystał. Była podobno tak ostrożną, iż owoc swych zabiegów, złożony w rencie francuzkiéj, zawsze nosiła przy sobie, mogła więc wprost z teatru udać się w podróż, mając środki po temu.
— Szczęście to wielkie — odezwał się Bolesław — iż ja, zawsze mając ją w podejrzeniu pewném, nie starałem się zbliżyć do niéj. Byłbym piękne zrobił ożenienie!
— Jednakżeś tam i gościł i obławiał się u niéj — szepnął profesor — a to nie bez kozery!
Pogroził mu na nosie. Uśmieszek pogardliwy przebiegł po ustach wybladłego młodzieńca. Po-