Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   141   —

dopiéro gdy miał już do ślubu iść (a ten odbył się prywatnie) przyszedł mnie niby prosić o błogosławieństwo. Wesela i kolacyi wcale nie było, bo państwo młodzi natychmiast wyjechali. Pytałem go jakim się to sposobem stać mogło. Opowiadał mi, śmiejąc się, że wieczorem tegoż dnia odebrał bilecik, zapraszający go aby się przyszedł tłómaczyć. — Pannie się podobał. Co do niego, mówił mi że się jéj nie boi. — E! co było a nie jest, nie pisze się w rejestr — dodał, a teraz ja ją wezmę tak w kluby, że brykać nie pozwolę.
Bolesław westchnął i gniewnie rzucił rękawiczkami o stół.
— A cóż się dzieje z Sanermannem i Bombasteinem.
— W najlepszéj komitywie — rozśmiał się Maciórek — zaraz nazajutrz po katastrofie, spotkali się, starli, wykłócili, porozumieli, zawarli spółkę i razem ludzi oszukują, co im we dwu daleko lepiéj przychodzi, niż każdemu z osobna na własną rękę. Powiem ci téż nowinę tyczącą się twojego doktora, do któréj się on pewnie nie przyznał. Radzca ma nadzieję mu wyrobić miejsce przy szpitalu, a że podobno bez posagu bierze pannę Emmę, więc mu ją dadzą.
— Bravissimo! — rzekł gorzko Tanczynski — słowem tego tylko brak, żeby i pana Serafina ożenić i wujaszka. Ja podobno sam jeden w celibacie zostanę.
— A! pana Serafina żenią z córką bogatego kupca z Franciszkańskiéj ulicy — to pewna. Panna