Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   137   —

dam ci z wdzięcznością! Dziś, wiesz tysiąc złotych może mnie wybawić i zapewnić przyszłość.
Bazyli potrząsł głową.
— Dla mnie to są już grube pieniądze — rzekł — ale, jeżeli one istotnie mogą cię uratować.
— Przyjacielu! — patetycznie krzyknął Bolesław — dźwignę się na nogi! Będziesz moim zbawcą!
— Jutro ci je przyniosę — odezwał się przyjaciel wstając z krzesła — ale, dodał, pokaż no mi puls? Jesteś chory czy nie? — Język?
Bolesław posłuszny dał się badać. — Doktor rozpytywał o jadło i sposób życia.
— Nic ci nie jest — rzekł — aleś zmizerowany i zgryziony. Staraj się życie odmienić! Zaklinam cię! szukaj zajęcia, przestań grać na loteryi, a weź się do roboty...
— Tanczyński począł dziękować głosem przejętym. Widocznie rozweselony już i jakby na nowo zbudzony do życia.
— Bądź spokojny o mnie, smutne doświadczenie nauczyło jak się z ludźmi obchodzić i jak życie pojmować. Nie tłómaczę ci się, ale zobaczysz! Mam projekta nieomylne, zawstydzę mych prześladowców...
Pożegnali się, doktor wyszedł, nie zbyt zbudowany i nie bardzo pewny nowéj przyszłości Bolesława, lecz chętnie poświęcając swe oszczędności aby go wyrwać ze złéj toni. Zaledwie on był za drzwiami, gdy Boleś porwał się z łóżka i okrywszy kołdrą poszedł naprzód szukać środków ogrzania izdebki. Resztka węgla i kawałków drzewa