Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   125   —

Panna się śmiać zaczęła.
— Ale, słuchajże — odezwała się zimno — nie trać głowy! Pomścić? jak? będziesz na mnie plótł? A co mi to szkodzi, ludzie źle mówią, to mnie jeszcze czyni ponętniejszą. Ja o to dawno dbać przestałam! Jak się nie będziesz dąsał, to możesz u mnie bywać i zostaniemy dobremi przyjaciółmi, nie — to ci drzwi zamknę. Zyszczesz tylko tyle. Zechcesz bardzo dokazywać? i na to radę znajdę. Ktoś się chętnie ujmie za mnie i zrobi tobie awanturę... Nie bądź dudkiem.
— Żegnam panią! — odezwał się patetycznie Bolesław.
Aurora wstała żywo z kanapki, poważną nastroiła minkę, z obu stron ujęła spódniczkę rękami i oddała mu ukłon tak pocieszny, że, gdyby się nie wściekał, musiałby się był rozśmiać z niego. Głos, którym wymówiła — Żegnam pana!! był pełen niby głębokiego uczucia.
Natychmiast potém rzuciła się na kozetkę z nogami, wyciągnęła białe ręce do góry i ziewnęła straszliwie. Oko jéj pobiegło za Bolesławem, który szedł ku drzwiom jak pijany.
W chwili gdy drzwi otworzył, panna zawołała na lokaja stojącego w przedpokoju.
— Michał! Tego pana więcéj nigdy nie przyjmować! Rozumiesz?
Było już dobrze z południa, gdy zszedłszy w ulicę, począł się namyślać pan Bolesław co ma zrobić z sobą. Chciał iść do p. Samuela, ale się zawstydził, wolał napisać do niego. Udał się więc do