Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   118   —

— Pójdę — zacierając ręce, zawołał Żak — bierz licho ceremonie — jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
— Więc idziesz? kiedy? — spytał profesor.
Spojrzał na zegarek kelner.
— Spodziewam się uwolnić w pół godziny.
— Na pewno? — rzekł wstając stary.
— Słowo się rzekło, pójdę — odparł śmiejąc się Żak — ale muszę się zaczesać i ubrać. Do takiéj pięknéj pani trzeba się stawić elegancko.
P. Bolesław siedział w gabinecie zamknięty u panny Aurory, która znudziwszy się rozmową, poszła palce wprawiać na fortepianie miała bowiem to przekonanie, że gdyby pobrała lekcye u Liszta, mogłaby wszystkie fortepianistki prześcignąć. Grała tak bezmyślnie, błądząc oczyma po saloniku, rojąc o sukniach i gałgankach, o podróży poślubnéj, o przeszłości, o różnych drobnych niewieścich niezmiernéj wagi fraszkach, gdy służący przyniósł jéj bilet wizytowy.
Stało na nim wysztychowane bardzo elegancko: Monsieur Jacques Tanczyński, a pod spodem drobniutkiemi literkami — Hotel de Bade. — Panna Aurora miała w życiu tyle i tak rozmaitych znajomości, iż wszystkich sobie naprędce przypomniéć nie mogła. Zadumana stała długo nad zagadkową kartą, wreszcie uderzona nazwiskiem podobném do tego, które nosił narzeczony, kazała prosić.
Pamięć nazwisk zawodziła ją często, za to fiziognomie przypominała sobie doskonale. Wstała od fortepianu aby się przejrzéć w zwierciadle, bo ładną chciała być dla każdego — lecz zaledwie miała