Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   64   —

sie! Lecz dzięki Bogu, idzie dobrze, i tych łajdaków co mi ojcowiznę zagrabili nauczę — zapędzę gdzie pieprz rośnie! Szczęściem że mają z czego odpowiedziéć! Będzie jeszcze za co obiadek sprawić u Bouquerela na vivat! cha! cha!
Bolesław i doktor stali spoglądając na niego.
— Dziś mi w bilard nie szło! sześć partyi mi wygrał ten niepoczciwy Tymcio! — mówił wesoły pan Serafin. — Czuję żem głodny! nie funduje kto z panów kolacyjki?
Bolesław mruknął, że pilny interes ma do domu.
— Jeżeli porcyą bifsztyku i butelką wina służyć mogę, bo mnie na delikatesy nie stało — odezwał się doktor — to proszę, ale z warunkiem że i Bolesław z nami.
Zawahał się Tanczyński, Serafin go pochwycił.
— Ja go zaniosę gwałtem na rękach do Poziomkiewiczowéj, nieprawdaż?...
— Chodźmy — dodał doktor — tylko pamiętaj panie Serafinie, że ja jestem lekarz i zbytków żadnych nie toleruję.
— I nie może być żadnych — rzekł smutnie Serafin — proces mnie zjada, grosza przy duszy nie mam, a o kredyt prosić nie lubię.
— To szczęście — rozśmiał się Bazyli.
Bolesław nie poszedłby pewnie, ale doktorowi odmówić nie chciał, aby z nim stosunek utrzymać. W restauracyi właśnie zastali towarzystwo teatralne, które po skończeniu sztuki wpadło się posilić do Poziomkiewiczowéj. Hałas był, wrzawa i stoliki