Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   63   —

— Ty to widzisz w ten sposób — odezwał się Bazyli, ale są ludzie, którym sama droga do celu jest miłą, i budowanie gmachu nie trudem ale rozkoszą. Przytém bezpieczniéj powoli iść, niż się tak rzucać po szulersku.
— A czémże życie, jeśli nie ciągłém stawianiem na kartę? — rzekł Bolesław. — Każdy tak sobie poczyna jak mu jego charakter i zdolności wskazują.
Zamilkł doktor. Cała ta rozmowa, w któréj z jego strony czuć było dobre serce i zdrowy rozsądek, a ze strony Bolesława upór i niechętne zwierzanie się z myślami, przykre widać zrobiła wrażenie na Bazylim. Nie chciał się już narzucać z radami dawnemu koledze, widząc że one nie zostały przyjęte jak się spodziewał. Zabierał się go pożegnać, gdy nadciągnął stale teraz w Warszawie u radcy zamieszkujący pan Serafin i obu powitał nader wesoło.
Wracał z piwa. Zmuszony do oszczędności, a nałogowy próżniak i hulaka, rzucił się był p. Serafin do bawara, którego wypijał ogromne ilości, grając po całych dniach w bilard. Bolesław stronił teraz od niego, a doktor, spotykający się z nim często u radcy, mało z nim przestawał, widząc, że już nic z niego zrobić nie będzie podobna.
Rubasznie obu po bokach począł klepać przybywający.
— Cóż to, panowie, chłodku na ulicy używacie? Cóż pan bankier porabia? (tak zwał Bolesława). Dawno nie miałem szczęścia oblicza jego oglądać! Ha! ha! Jakże się powodzi? A ja, ciągle w proce-