Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   181   —

Bolek posłyszawszy to zapewnienie, że się musi żenić — pobladł, obrócił się oglądając niespokojny, jakby się bał, żeby ich nie podsłuchano, i mruknął cicho.
— Ja sobie dam radę.
— Otóż i ja pokażę jutro, że umiem téż dawać radę — przerwała Arcia. — Zobaczysz.
Chusteczka była obrąbiona, dziewczę zbliżyło się do stolika, wyciągnęło ją, wyprostowało, nacisnęło paluszkami, aby gładko leżała, i zawołało.
— Na, masz!
To mówiąc, rzuciła mu się na szyję, pocałowała go prędko i furknęła ku drzwiom, lecz w chwili gdy je otwierała, krzyknęła przerażona, wchodził właśnie profesor. Fartuszkiem sobie zasłoniwszy oczy, Arcia wyśliznęła mu się pod ręką i znikła. Na wschodach tylko słychać było drobne jéj kroczki pospieszne.
Maciórek stał w progu głową potrząsając, nie mówiąc słowa i mierząc oczyma siostrzeńca, który więcéj gniewny niż zmięszany stał w środku izdebki.
— A to — a to — jest co się zowie pięknie! bardzo pięknie! młodzieniec czasu nie traci! Wybornie!
— No, cóż? cóż takiego się stało? — ofuknął Boek — potrzebowałem aby mi kto krawatkę naprawił i poprosiłem panny z drugiego piętra służącéj.
Maciórek prychnął szydersko.
— To mi się podoba! głupstwo robi i w żywe oczy kłamie! Cóż to ja ślepy jestem, czy pamięć tracę? Widziałem tę panienkę z Rehmajerem w o-