Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   156   —

U pana radzcy przystała mu rola pokornéj, cichéj ofiary, tu należało być zdobywcą — może nawet inpertynentem. Zdradzony tytuł ów obowiązywał do tego.
Bolek oddał był naprzód wizytę ranną p. Samuelowi, która nie została przyjętą — choć z pewném wahaniem, zostawił tu swój bilet z Toporem i mitrą. W parę dni potém otrzymał zaproszenie ustne na herbatę, spotkawszy Bombasteina na ulicy.
Wnętrze apartamentów wschodom odpowiadało — wszystko było przepyszne, ale nowe jak z igły. W salonie wytwornym przy świetle lamp przyćmioném, znalazł gospodarza z dwoma panami, nie bardzo pozornymi i dwie panny starsze, bo trzecia się jeszcze nie ukazała. Było to małe kółko familijne. Gospodarz zaprezentował go naprzód córkom, dając mu tytuł hrabiego, potém dwom panom, z których jeden nosił tytuł doktora, drugi pułkownika. Pułkownik był po cywilnemu i z twarzy mu nie patrzało, ażeby długo w wojsku służył.
Ponieważ rozmowę zastał jakąś między tymi panami poufną, a bardzo ożywioną, oddano go pannom, do których się przysiadł, odzyskując całą swą śmiałość impertynencką.
Starsza panna Flora mogła miéć lat dwadzieścia kilka, nie była piękną, ale postawę miała zręczną, rączki maleńkie, rysy szlachetne, oczy rozumne, i wiele wdzięku. Młodsza Leonia, ładniejsza od siostry, z trzpiotowatemi oczyma, śmiała, żywa, zdawała się na pierwszy rzut oka dumną i pewną