ale odstręczającą, ilekroć się zbliżyć probował, tak nią pozostała. Obchodziła się z nim zawsze jak z guwernerem braci, trzymała go w oddaleniu i pilnowała aby nie wychodził z zakreślonych mu szranków. Magnetyzowanie pięknemi oczyma nie pomagało, zdawało się nawet czynić skutek przeciwny.
Na ostatek pani Dziembina, która okazywała mu taką czułość, iż nie wahała się zwierzać z tém co serce jéj uciskało — nagle jednego ranka zmieniła się na zajadłą nieprzyjaciółkę — Bolek napróżno we własném postępowaniu szukał przyczyny, znaleść jéj nie mógł. Probował przyjść do otwartego wyjaśnienia i znalazłszy radczynię samą, ośmielił się spytać ją, czém na gniew jéj mógł zasłużyć?
Pani Dziembina odpowiedziała mu pogardliwie, iż, choć późno umie się poznać na ludziach, i dała mu zimną, groźną odprawę.
— Jeśli kto przyjaźni ocenić nie umie — rzekła gniewnie — nie zasługuje na nią.
Było to tajemnicą dla pięknego Bolka, lecz pocieszał się tém, że ją odkryć musi i zdoła się wytłómaczyć.
Do tych wszystkich nadziei i rozczarowań, przybywał teraz dom państwa a raczéj pana Bombasteina, (bo mąż ten od dawna był wdowcem) dom, który w tak świetnych barwach wuj mu przedstawił.
Mając tyle stawek, Bolesław spodziewał się wygrać choć na jednéj.