Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   120   —

na żart zająć się tym młokosem. Tylko ci to powiadam. Co do mnie, ja właśnie dziś miałam z mężem mówić aby mu dał odprawę. Spotkałam jego oczy z pewnym wyrazem strzelające ku mojéj Emmie...
Laura się uśmiechnęła z goryczą.
— Kochana moja Lucie — rzekła sucho — sama to znasz do siebie, że ci się niekiedy przywidują takie rzeczy, gdy o Emcię chodzi.
Po krótkiém milczeniu gospodyni dodała z pewném wahaniem.
— Ale, powiedz że mi coś więcéj o tym dysgracyonowanym guwernerze. Jest istotnie hrabia? Jakież to nieszczęścia familijne?
— Alboż ja wiem! — odparła radczyni — niby hrabia, niby ukrywa swój ród dla tego, że pozycyę stracił! Opowiada wzdychając różne rzeczy, którym ja, między nami mówiąc, nie wierzę!
Rozdrażnienie z jakiém to mówiła radczyni, tak było wielkie, że pani Laura się uśmiechnęła nieznacznie; widać było, że nie dowierzała téż temu co słyszała, i przypisywała jakimś nieodgadniętym przyczynom.
— Powiem ci i to, moja droga, aby ci o nim dać wyobrażenie, iż nie dosyć, że na Emmę oczy wytrzeszczał, ale probował się przymilać do mnie! Dałam że mu odprawę.
Laura się rozśmiała dyskretnie.
— Ale bo ty, kochana Lucyo — rzekła — tak jesteś w tym względzie drażliwą, tak surową, że się