Strona:PL Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego (Piotr Chmielowski).djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

garnków fabrykę założę? Tyle dróg przede mną, a ja się waham? Nie, nie. Sprawię sobie portki à la général Alexandre i płaszcz duży i będę z niego bułki sypał wiedeńskim łazarzom. Albo... ożenię się, osiądę w Rzymie, kaczki z Galicyi sprowadzę do Kolizeum i będę przepisywał elegie mojéj żony nad niemi“.
Przez rok 1836 i 1837 miłość trwa ciągle i odzywa się nieraz rzewnie, czasami namiętnie, zawsze smutno; raz jeden znać w słowach poety jakiś rodzaj żalu czy gniewu do oddalonéj kochanki. Moc jednak miłości zmniejsza się widocznie; wprawdzie odrzuca dobrą partyą, do któréj nakłaniał go ojciec; odrzuca ją, choć panna była „piękna jak anioł, ślicznie ułożona,“ choć wszystko w niéj zapowiadało dobrą żonę: „i tok umysłu i przyroda i wychowanie“. W motywach wszakże tego opornego stanowiska, wypisanych przyjacielowi, przebija się raczéj skrupuł delikatnéj duszy aniżeli nieprzeparty urok silnéj miłości. „Bądź moim sędzią — mówi do Sołtana — wiesz, ile kochałem tamtę i wszystkie koleje z nią przebyte. Ona całą przeszłość moję zagarnęła, ale w niéj niema dla mnie żadnéj przyszłości. To wiedziałem zawsze; ona to czuła równie jak ja. Ale dla niéj ja jestem wszystkiém, choć oddalony, choć w niczém codzienném, praktyczném nie dotykający jéj okręgów; wszystkiém, bom ją przed ludźmi i przed własném jéj sumieniem pozbawił pokoju, bom wygnał ją moralnie z progów domowych, bo mi ona wszystko poświęciła i dziś jest nieszczęśliwą, bez dawnéj posady (!) wśród znajomych, bez dawnego przywiązania do życia, któremu była przywykła, bez dawnéj spokojności serca i rozumu... Teraz jedyną jéj ulgą, pociechą jest myśl, że ja jéj nie uwiodłem, ale że ją kochałem; myśl, że poświęciła się