Strona:PL Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego (Piotr Chmielowski).djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w domu Ankwiczów bywał, choć mu hrabia niekiedy ręki nie podawał; że zatém winić poetę o brak „względnego i miękkiego postępowania“ nie tylko trudno, ale prawie niepodobna.
Cokolwiekbądź druga zima w Rzymie nie była tak miłą dla poety jak pierwsza. Dawniejszą jego swobodę skrępowała myśl poważna o spółczesnych mu wypadkach, które się na szerokiéj widowni rozgrywały i jego indywidualnym marzeniom nakładały, że tak powiem, cugle. Dawniejsza jego wesołość, w pewnéj harmonii ducha źródło swe mająca, przemieniła się wtedy na nieokreślone wprawdzie ale smutne przeczucia, które mu nic dobrego na przyszłość nie wróżyły. Sam Mickiewicz wyznaje, że zima ta 1831 roku przeszła mu daleko smutniéj aniżeli pierwsza, dodając, iż „od trzydziestu lat się przekonywa, że tylko się na biedę urodził.“ Wyznanie z ust poety, nie lubiącego się ze swemi cierpieniami wywnętrzać, jest wyraźném świadectwem przykrych a nawet bolesnych uczuć, jakie wówczas serce jego zajmowały.
Muzea i wszystkie starożytności rzymskie, pośród których Henryka była mu tak miłym ciceronem, straciły teraz swój urok dawniejszy. „Mokry arkusz brudnéj niemieckiéj gazety“ więcéj — jak powiada — zachwycał go wówczas, „aniżeli wszyscy Vinci i Rafaele.“ Rozmowy o kwiatach, snach i wróżbach nie mogły teraz być tak częste, bo się znalazł ważniejszy przedmiot do mówienia o sprawach ogólnych, któremi Mickiewicz niewątpliwie całą duszą się zajmował.
Powoli rodacy bawiący w odwiecznym grodzie zaczęli się rozjeżdżać w strony rodzinne. Zostało tylko szczupłe gronko z dawniejszéj „rzeczypospolitéj merce-