Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przypatrzeć. Nie wiem czybym go był poznał, tyle znaczenia przez te siedm lat piękne jego rysy nabrały, tyle myśli na bladem wyryło się czole; stałem w zadumieniu, chociaż jeszcze nie widziałem jego oczów, które wlepione miał w książkę; gdy zaś na głos plebana obejrzał się i powstał, gdy te oczy wyrazu pełne błysnęły radością, gdy mnie poznawszy, wdał się w rozmowę o naukach, o przeznaczeniu człowieka, gdy przy najskromniejszem ułożeniu, przy pełnej prostoty postawie, tak z ust jak z oczu skry światła się sypały, wtenczas dopiero zupełnem było zdumienie moje, wtenczas przyznałem słuszność matczynej obawy... Krótką była ta rozmowa, przynajmniej mnie zdała się taką, lubom może nigdy nie objął tyle nowych co w tej chwili myśli; przerwała ją Monika. Nie wiedząc wcale, że ma gości, szukała syna z czarą trunku zbawiennego, który sama z ziół i z mleka sporządziła. Gdy nas, a raczej sędziwego przyjaciela spostrzegła, pierwszem jej słowem było skwapliwe zapytanie: »Jakże wygląda?« Ileż ją uradowała potwierdzająca starca odpowiedź, ile ucieszyło zapewnienie, że już wnet zupełnie zdrów będzie. »Doprawdy! powtarzała, z uśmiechem nadziei; bo ja co zawsze na niego patrzę, zawsze mizernym go widzę.« — Wtedy dopiero przywitała się z nami, i mnie poznała; wtedy powtórnie zajmująca wszczęła się rozmowa, nastąpiło gościnne, wesołe częstowanie. Bawiliśmy z niemi dwie godziny, tak miłych nie pamiętam. Zdziwiły mnie znowu nieraz światłe pomysły Edwarda, rozrzewniły pieczołowite koło niego Matki starania, jej miłość i tak słuszna duma, którą w każdem widać było słowie; ujęła mnie wdzięczność, uległość jego, to zupełne ich uczuć zjednoczenie, zdań zgodność, szczęście czyste i tkliwe o cnotliwym Ojcu wspomnienie. Kiedy Monika