Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

robie, marszałek stał za stołem, dwóch kamerdynerów roznosiło półmiski, i czterech lokajów drzemało w przedpokoju; ale daleko w domu spokojniej i ciszej, i ów jeden lokaj regularnie płacony i nie spuszczając się na drugich, lepiej prawie usługuje, od tamtych sześciu niepłatnych próżniaków. — Bolały ich z początku nogi chodząc po Krakowskim bruku: ale już uznali, że przechadzka daleko musi być od przejażdżki zdrowsza, bo nigdy obojgu za czasów największej ich świetności, tak zdrowie nie służyło jak teraz. Nie dając uczt i balów, nie miewają wielu gości; ale za to sami życzliwi, sami zacni ludzie ich odwiedzają, i dla każdego są w domu, przed nikim uciekać nie mają potrzeby. Szacunek zaś zyskali sobie powszechny, wszyscy cenią ich ofiarę; i przy kilku tysiącach dochodu, daleko więcej są poważani, lepszą mają u ludzi sławę, jak kiedy krocie corocznie trwonili.




Paweł Koczmara.


Niech nikt nie mówi, że w kmiecym stanie nie ma wyższych uczuć, żywego przywiązania; niech nikt nie utrzymuje że wszyscy włościanie panów swoich, jak tyranów nad sobą uważają, a najlepsze obejście z niemi obudza w nich tylko hardość i niewdzięczność. Inaczej częstokroć się dzieje — ale już przyjęty został między ludźmi ten dziwny obyczaj, iż więcej o złych czynach, niźli o cnotliwych mówimy. I dobrze, snadź, nie przeważył jeszcze występek na ziemi, kiedy więcej podziwienia