Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bodnie, przyjemnie i małym kosztem żyć można. Zamieniliśmy dobrowolnie bogactwo nasze w ubóstwo, i wymagała tego sprawiedliwość sama. Bo jakież mieliśmy prawo cudze trwonić dobro?
Ten majątek już nie był naszym, był on wierzycieli, którzy dobytek swój w nasze i w rodziców ręce, w dobrej wierze złożyli. Wy tę zmianę, ten postępek równie słuszny jak konieczny, zniewagą, hańbą, uieszczęściem zowiecie! a wiecież wy, dzieci moje, co to jest prawdziwie zniewagą, hańbą, nieszczęściem? Oto kiedy wasz Ojciec bogatym będąc w oczach waszych i w oczach świata, pożyczył od kogo pieniędzy, dał słowo honoru, że odda na dzień naznaczony, i zawód uczynił: to było zniewagą. Kiedy na zaspokojenie potrzeb domowych, i tego zbytku, do któregośmy nawykli, na ogromne procenta brał pieniądze, oszustów zachęcał, kiedy pierwszego lichwiarza w dom swój przyjmował, pochlebiał mu, wam się z jego dziećmi zaprzyjaźniać kazał; to trzeba było zwać hańbą.
A kiedy schodzili się wierzyciele, kiedy który z nich jak wtenczas ta udowa, ze łzami się domagali własnych pieniędzy; kiedy nasz nierząd poczciwych ludzi w nędzę pogrążał, kiedy rzemieślnik klął, że mu zatrzymujemy nagrodę krwawej jego pracy, na nas i na dzieci nasze gniewu wzywał Boga: to było nieszczęściem. Lecz dziś, kiedy sumienie, honor waszego Ojca zupełnie są czyste, kiedy zachował dobrą sławę u ludzi; kiedy niczyjej łaski nie potrzebujemy, kiedy nikt nam nie złorzeczy: w prawdziwej chwale, w szczęściu żyjemy! Gdyby nawet powstali pradziadowie nasi, nie bój się Władziu, nie pomarliby drugi raz ze wstydu; wiedzą oni, że nie ubóstwo ale niecnota rodziny upadła i hańbi. Miliony liczył ten