wiczki białe, łańcuszek złoty z krzyżykiem: powiedzieli mi, że to wszystko Tata kupił dla mnie, a ja myślałam, że oszaleję z radości. Biegałam po pokoju, skakałam, krzyczałam, ściskałam bonę i szafarkę, mówiłam:
— Co za szczęście, że Tata dziś się żeni z panną Zofią, że ona będzie mieszkać z nami, że nie będę sierotą, że będę miała znowu Mamę!
Szafarka trząsnęła głową; bona ruszyła ramionami, westchnęła głęboko i powiedziała: biedna dziewczynka! zaczęła sobie obcierać oczy, a szafarka pod nosem zamruczała:
— To straszna rzecz, jakto i dzieci mają krótką pamięć!
— Nie myślałam wcale, żeby te słowa były do mnie, bom sobie właśnie w ten moment przypomniała, że mnie Mama zawsze z dobrej pamięci chwaliła. Bona wtenczas zaczęła dmuchać w moje rękawiczki, i rozciągać je, a że pękły przy wielkim palcu, powiedziała:
— Takie same, widzę, białe jak i czarne; bo w dzień, kiedy naszą biedną panią...
Tu szafarka położyła swój palec na ustach, i nie dała bonie mówić dalej, a mnie te czarne rękawiczki przypomniały zupełnie chorobę, śmierć i pogrzeb Mamy. Widziałam ją bladą, leżącą na karmazynowym szezlongu, w czarnym szlafroczku i w czepeczku tiulowym, a potem na łóżku tak dobrze uśpioną, że na żadne moje wołanie obudzić się nie chciała; widziałam ją potem w skrzyni drewnianej, na atłasowej białej poduszce, w tym samym czepku, w tym samym czarnym szlafroczku, bo tak po śmierci ubraną być chciała; widziałam potem jak ją w tę skrzynię zamknęli, jak ją ludzie nasi czarno ubrani wzięli i do kościoła zanieśli. Widziałam
Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/016
Wygląd
Ta strona została przepisana.