Przejdź do zawartości

Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ta kobieta nie idzie, lecz leci, pędzi jak uragan, jak burza...
Beniamin postanowił mężnie odeprzed atak i, w tym celu, ukrył się w pustym wiatraku. Gdy tak, dzwoniąc zębami ze strachu, walecznie stawiał czoło niebezpieczeństwu — nagle z piersi jego wydobył się okrzyk radości.
Osobą pędzącą ku wiatrakowi była nie Zełda, lecz oczekiwany Senderił! Ale jakże zmieniony!!
Ubrany w długi kitel cycowy, twarz miał podwiązaną chustką, pod oczami zaś i na policzkach siniaki. Widocznem było, że biedny Senderił ciężko odpokutował za żarłoczność kozy, która zjadła kartofle... Pomimo tego, ów żydek wydał się w oczach Beniamina tak zachwycającym, jak wystrojona oblubienica w oczach szczęśliwego kochanka, tak rozkosznym, jak zdrój świeżej wody źródlanej dla wędrowca w pustyni.
— Co się stało z tobą, Senderił, że dałeś mi czekać tak długo?
— Chodziłem do ciebie do domu, sądząc, że cię tam zastanę. Zacząłem stukać do okna, zbudziłem Zełdę i spytałem ją o ciebie.