Przejdź do zawartości

Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krzyknął na woły: hejta he! ksob! ksob, byciu...
Beniamin tymczasem wyjęczał odpowiedź:
— Lipsze, oj waj, lipsze, raki, ryby moi, oj! oj! oj! (miało to znaczyć, że ani ręką ani nogą ruszyć nie może).
— A widki ty, żydku? (zkąd ty żydku) — zapytał chłop znowuż?
— Widki ty-żydki? — wyjęczał zdumiony Beniamin... nie rozumiejąc pytania... i dodał: — ja nijamke bniamke uw Tunieniejadówke...
— Ty iz Tuniejadówki każyś. Szczoż ty na mene wytaraszcził oczi jak szalony?... ale może ty taki i szalony, trascia twoi materi... ksob, ksob, hajta byciu, kso!...
Beniamin usiłował porozumieć się z chłopem:
— Ja, sztejtsz... ja nijamke, bnijamke uw Tuniejadówke! — mówił wielki podróżnik, robiąc rękami gest taki, jak gdyby błagał o litość — uw Tuniejadówke! żynka tebe dać czarke wodka i szabasowy bułka i tebe dobre denkujet.
Chłop z obojętnością przedziwną słuchał tej mowy, paląc fajkę, po chwili dopiero odrzekł: