Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niechby chociaż — myślał z westchnieniem, — ten zbójca, w którego mocy jestem, ten ludokupca, sprzedał mnie przynajmniej żydowi — to mógłbym żyć jak Bóg przykazał i pełnić obowiązki mej wiary; lecz jeżeli, broń Boże, dostanę się do rąk jakiego pogańskiego księcia, lub co gorzej, księżniczki, a ta zechce mnie zmuszać do takich czynów, do jakich żona Putyfarowa zniewalała czystego Józefa!... Cóż pocznę wtenczas, nieszczęśliwy? cóż pocznę!! — jęczał Beniamin.
Chłop, widząc że się jego pasażer rusza, odezwał się:
— Nu, żydku... a szczo, troszku lipsze tebe?
Beniamin podniósł głowę weselej i przypomniał sobie, co się z nim dzieje. Znalazł się jednak w bardzo przykrem położeniu. Nie umiał prawie ani słowa po chłopsku, nie wiedział co mu odpowiedzieć, nie mógł spytać gdzie jest i dokąd go wiozą.
Beniamin próbował podnieść się i usiąść na wozie, nogi jednak wymawiały mu posłuszeństwo, ruszać się nie mógł.
— Lipsze tebe troszki? — powtórzył zapytanie chłop i, nie czekając odpowiedzi,