Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Alboż ja wiem? zresztą co mi tam do tego? każą na lewo, niech mają na lewo; każą „na prawo krugom“, niech będzie „prawo krugom“... niech ich dyabli wezmą!...
— A nasza podróż? Senderił, podróż nasza!? czy zapomniałeś już o niej? Gewałt! nasza podróż, tam, tam daleko... gdzie „Pipernoter“ i gdzie „lindeworim“! — wołał wzburzony Beniamin.
— Marś! marś! marś! — zakomenderował sobie Senderił i podniósł nogę do góry.
— Biada! biada tobie i marszowi twojemu, Senderił, pfe! powinieneś się wstydzić tych głupstw! (żebym tak zdrowie miał). Powiedz mi oto lepiej, ty łobuzie, co będzie z naszą podróżą? czy pójdziemy w dalszą drogę, czy nie?
Senderił nie dał długo czekać na odpowiedź.
— Co się mnie tyczy, to i owszem — ja mogę iść choćby i dzisiaj — zaraz nawet, nie wiem tylko, czy oni nas puszczą? ale zdaje mi się, że chyba nie...
— Słuchaj, Senderił, pomówmy o tem poważnie. Co oni mają z nas? na co my im się przydamy? czy my zdatni jesteśmy do takich interesów, jakiemi oni się tru-