Przejdź do zawartości

Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dywaników. Pomyśleli, że to musi być jakiś zaczarowany zamek, jeden z tych, które malowniczo są opisane w powieściach arabskich, lub w bajkach z tysiąca i jednej nocy... Któż wie? może nie długo otworzą się drzwi ukryte i z nich wysunie się cały szereg zaczarowanych królewien i księżniczek, które przywitają wędrowców i zaczną im przygrywać na zaczarowanych instrumentach. Nie otwarły się jednak ukryte drzwiczki, księżniczki przez czarowników uśpione nie przebudziły się jeszcze, natomiast ukazał się żołnierz z bronią w ręku — i kazał Beniaminowi i towarzyszowi jego się rozbierać.
— Rozbierzcie się, reb Beniamin, reb Senderił, bądźcie łaskawi, — mówili nabożni i grzeczni żydzi, — my zaś tymczasem pójdziemy zapłacić za bilety. Tu, u nas, taki zwyczaj, że się do łaźni bilety kupuje...
— Dobrze, a wy?
— My przyjdziemy do was z biletami. Nie bójcie się, nic nie szkodzi. Ten sołdat zaprowadzi was do samej łaźni. Aj, aj, co to za łaźnia! jaka łaźnia! pewnieście takiej jeszcze nigdy w życiu nie widzieli.
— No, no, będziemy czekali na was...