Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siewki sprzedajesz... Wiele ci się dzisiaj zostało od sprawunków?
— Szajgec! szajgec! łapajcie szajgeca! Co to za moda, hapać komu z ręki? (żeby cię hapnęło, gałganie!).
— Co się stało, Chasie Bajłe, czego tak krzyczysz?
— Złodziej był, o mały włos nie ukradł mi całego koszyka ze sprawunkami! Szczęście, żem się w porę spostrzegła.
— Patrz-no, patrz! co tam tak ludzie lecą? co się stało? czy się znów pali? to już dziś drugi pożar! do nocy będzie się jeszcze kilka razy paliło!
— Nie słychać, żeby dzwonili, a jak się pali, to przecież dzwonią zwykle.
— Sza! sza! czekaj, idzie faktorka, ona wszystko wie, ja jej się zapytam! Syme Dwosie! Syme Dwosie! po co ludzie biegną w tamtę stronę?
— Oj, nie wiem sama, żebym tak smutku nie miała, jak nie wiem. Może tamta wie, spytajcie jej. Co tam za zbiegowisko, Name Gise? co tam jest, serce? Twoje kaczki tak krzyczą, że nic nie można rozumieć. Moszkowa dziś zasłabła... pewnie ona kupi od ciebie te kaczki. Może masz także i kury? Oj, te kaczki twoje, to