Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Otóż masz! to są także podróżni! Ci żydzi, widzisz pan, także przedsięwzięli podróż! Widocznie już taki czas, żeby nam sami podróżnicy na głowę spadali!
Młody człowiek i nasi wędrowcy spoglądali na siebie wzajemnie, z pewnem niedowierzaniem.
— Słyszysz, Beniamin — rzekł Senderił cicho, ciągnąc uczonego towarzysza za połę — być może, że ten młody człowiek wędruje również tam... Może nas jeszcze, broń Boże, wyprzedzić i potem oszukać nas po turecku...
— Być może, że wszyscy trzej należycie do jednej kompanii? — zapytał dalej gospodarz.
— Broń Boże! broń Boże! — zawołali razem Beniamin i Senderił, — my idziemy sobie zupełnie oddzielnie!
— Idźcie wy sobie zdrowi oddzielnie — rzekł gospodarz, — ale dla mnie jesteście jedna kompania.
To mówiąc wydobył monetę z kieszeni.
— Nam! nam! — wołał Senderił — nam proszę dać, my wydzielimy młodemu człowiekowi należną mu cząstkę... Chodź, młodzieńcze, dostaniesz! mamy, Bogu dzięki, trochę drobnych.