Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.5.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sie juhasi niefcieli s tém babrać, honorne hłopy béły, i wewlekły daleko w kosodrzewine, coby ig liski, orły, sępy, bo ig haw downo béwała moc, i puhace z miesa ogryzły.
No i nic. Dobrze.
Wysło dwa dni. Poźrémé — idzie seść bab od Luptowa.
— Dobre rano! — padajom, kie sie ku sałasowi nablizyły.
— Witojcie! — pado baco.
— Uciekły nam dwa pieski. Nie widzieliście? — pytajom sie té baby.
— E dyć som jest hań w kosodrzewinie, to se ig weźcie — pado Stopka i ukozoł im wej rencom.
Zwyrtneny się i z płacem nazod ku Liljowemu, do Luptowa, sły.
Nie pedziały nic.
One jus wiedziały, jako padło.
Nie sukały nic.
A to béły matki dwie, jedna ziena,