Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zgłupiał dyaboł. Na trzi dni? — pado — Je to tak, jak nic. Przegros!
— E — pado hłop. — Beemy widzieć. Jino idź.
Dobrze. Wzion dyaboł skałe, tak na seś funtów, duhnon, ogień mu z pyska wyjahał: tu mas hléb. Upiók. Wzion pote ziemie garzć, duhnon zaś znowa: zrobiła sie śtuka, howiedze miéso. Zaś pote puściéł wode suhym potoke, bo ji ta niebéło blisko.
No i co sie nie robi, mój dyaboł odzienie hłopowe pod pazuhe wzion, kapelus w zemby, coby mu wiater nie porwał i kajsi ku wsiom na gacie i na kosule poleciał. A hłop przi watrze ostał.
Leci, suko, pilno najść nimóg, ku wiecorowi go zbawiło, kim to, co mu trza béło, z płota kanysi ukrad. A to bez to, ze to jakosi béło po świentak i baby przódzi poprały i powysusowały.