Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wytrzimiem, to ci ukozem skarb w téj tu dolinie i nie bees sie potrzebował wiésać, bo wiémy, ze cie ta nie co ine cubrzy, jacy biéda.
Taki wej zakład dyaboł robiéł, telo pewny béł.
— Dobrze — gwarzi hłop. — Renka?
— Renka!
— No, co mam konać? — pyta sie dyasek, gotowy.
— E tak: pudzies do mojego domu, ku mojej babie, za mnie.
— Za tobie? E to mie pozno, cok nie ty, ba grzych.
— Nic to. Uzdaj sie na mnie, dyjeś przecie dyaboł, a odzienie ci ze sobie dam. Ono ta ciepło — prawie wiesna béła — ciupage i krzesiwo mam, watre se beem kład — to ta w gaciak i w kosuli wylezem. Wte, moji ludkowie, hłopy nie takie béły, jak dziś. Mróz béł, jaze wody lodami sły, to se ta taki rano